Turniej Narodów hokeistów na trawie – Polacy zagrają z potęgami, celem rozwój i nauka

W 1993 roku Poznań zorganizował Puchar Interkontynentalny, który był jednocześnie kwalifikacją do mistrzostw świata. Biało-czerwoni na zmodernizowanym stadionie Grunwaldu zajęli ósme, ostatnie miejsce i awansu nie wywalczyli.

"Pamiętam bardzo dobrze ten turniej, bo wtedy, jako jeszcze bardzo młody zawodnik, zaczynałem swoją przygodę z hokejem. Dziś jestem niezwykle szczęśliwy, że już jako prezes Polskiego Związku Hokeja na Trawie mogę gościć podobnej rangi zawody w Gnieźnie, które jest kolebką hokeja w naszym kraju. Zdecydowaliśmy się na rozegranie tego turnieju akurat w Gnieźnie, bowiem oprócz stadionu, są tu obok dwie hale sportowe, które zamierzamy wykorzystać przy organizacji, a tego nie mamy na przykład na stadionie Grunwaldu" - powiedział prezes związku Rafał Grotowski na konferencji prasowej.

Rywalizacja w Gnieźnie ma także znaczącą rangę, bowiem zwycięzca uzyska prawo startu w kolejnej edycji Pro League. To rozgrywki komercyjne, ale też bardzo prestiżowe, porównywalne z siatkarską Ligą Narodów. PZHT podpisał umowę z Telewizją Polską, która wyprodukuje sygnał, a mecze będą transmitowane na cały świat.

"To niezwykle ważna impreza dla wszystkich uczestników i to z kilku powodów. W Gnieźnie wystąpią trzy reprezentacje, które mają zagwarantowany start na igrzyskach. Dla nich to będzie niezwykle ważny sprawdzian formy na 50 dni przed startem w Paryżu. Poza tym jest walka o prawo startu w kolejnej edycji niezwykle prestiżowej Pro League, a uzyska ją tylko zwycięzca" - dodał Grotowski.

W turnieju wystąpi dziewięć reprezentacji dziewięć zespołów podzielonych na dwie grupy. Polacy zmierzą się z Koreą Południową, Nową Zelandią, Republiką Południowej Afryki i Austrią. W drugiej grupie zagrają Malezja, Kanada, Pakistan i Francja. Po dwie najlepsze reprezentacje z obu grup awansują do półfinałów, drużyny z trzecich i czwartych miejsc rywalizować będą o lokaty 5-8.

Biało-czerwoni korzystają z przywileju gospodarza i tylko dlatego mogą uczestniczyć w takiej imprezie. Dalekie miejsce w światowym rankingu (28) nie daje prawa startu w tego typu zawodach, ale też często uniemożliwia zagrania meczu towarzyskiego z którąś z czołowych reprezentacji.

"Nasza reprezentacja jest w przebudowie, którą zaczęliśmy już w 2020 roku. I szansa gry z topowymi nacjami to jest dla niej zaliczeniem kolejnego etapu rozwoju. Ten turniej odpowie nam, gdzie aktualnie jesteśmy, nad czym musimy popracować, a co już dobrze wykonaliśmy. Traktujemy ten turniej też jako szansę popularyzacji naszej dyscypliny sportu" - tłumaczył selekcjoner reprezentacji Dariusz Rachwalski.

Jak dodał, nie stawia przed drużyną żadnych celów wynikowych. Polacy występują w grupie pięciozespołowej, a ostatnia ekipa zakończy udział w zawodach po rozegraniu czterech meczów.

"Mecze będą transmitowane w telewizji, to akurat często się nie zdarza. Dlatego moi zawodnicy nie wyjdą na boisko, tylko po to, by pobiegać. Granie w koszulce z orzełkiem to prestiż i zaszczyt. W spotkaniach przeciwko Korei i Austrii jesteśmy w stanie powalczyć o punkty, które pozwoliłyby nam zagrać w fazie pucharowej. Te zespoły są wprawdzie znacznie wyżej od nas, ale jesteśmy w stanie je zaatakować" - podsumował Rachwalski. (PAP)

autor: Marcin Pawlicki

lic/ co/