Pakowanie przed długą podróżą uwalnia z niewoli przedmiotów
Fiedler odbył podróże do Azji, Afryki i obu Ameryk ze swoim ojcem, znanym podróżnikiem i pisarzem Arkadym Fiedlerem. Potem organizował samotne wyprawy m.in. do Peru, Ekwadoru i Meksyku. Kilka lat temu uczestniczył w ekspedycji śladami Arkadego Fiedlera do Boliwii, docierając do dziewiczych ostępów Amazonii.
Podróżnik podkreślił, że w takcie takich wypraw liczba bagaży musi być maksymalnie ograniczona; w podróż zabiera się wyłącznie niezbędne rzeczy.
"Z reguły mamy w sobie taką właściwość, że gromadzimy przedmioty. Dzięki podróżowaniu dowiadujemy się, że większość z nich nie jest nam tak naprawdę potrzebna. Zabieramy ze sobą absolutnie podstawowe rzeczy, bez których naprawdę się nie da przetrwać - po to, żeby się niepotrzebnie nie obciążać. Podróżując uwalniamy się z niewoli przedmiotów, one przestają nami rządzić. Właśnie wtedy człowiek jest rzeczywiście niezależny" – powiedział PAP podróżnik.
Arkady Radosław Fiedler podkreślił, że podróż na inne kontynenty wymaga znacząco innych przygotowań od tych, czynionych przed podróżami po Polsce czy Europie.
"Gdy byliśmy w Amazonii mieliśmy na pewno w plecakach jakiś talerzyk, kubek, łyżeczkę, scyzoryk. Jeśli podróżnik nie chce zapuszczać brody – zabiera przybory do golenia. Tam jest bardzo gorąco - gdy człowiek się poci, traci sole mineralne, można osłabnąć. Trzeba mieć więc odpowiednie środki, by je uzupełniać. Te wszystkie rzeczy nie zabierają w bagażu wiele miejsca – to jest ważne" - powiedział.
Fiedler dodał, że w każdą podróż zawsze zabiera ze sobą zegarek i lekki aparat fotograficzny.
"Mój przyjaciel fotografik znalazł mi na wyprawy świetny i bardzo mało ważący sprzęt. Nigdy też nie wyjeżdżam bez kilku dobrych notesów, które mieszczą się w kieszonce koszuli oraz bez kilku długopisów. W trakcie podróży staram się możliwie dokładnie notować wszystko to, co widzę i to, co przychodzi mi do głowy. Bez tych notatek trudno by było później pracować nad książkami" – wyjaśnił.
Obecnie podróżnik wyjeżdża na znacznie krótsze wyprawy: już nie np. do boliwijskiej części Amazonii, ale do źródeł polskich rzek.
"Nie muszę zabierać ze sobą chociażby zapasu lekarstw, większej liczby koszul czy bielizny. Jestem u siebie w kraju – wszystko jest do zdobycia na wyciągnięcie ręki. Na inny kontynent zabieram rzeczy, po które w Polsce wyszedłbym do miejscowego sklepu – biorę nawet trochę proszku do prania, by przeprać koszule i skarpetki" – powiedział.
Podróżnik dodał też, że w wielotygodniowe wyprawy na inne kontynenty koszul i skarpet nie zabiera się aż tak wiele.
"Te rzeczy trzeba po prostu na bieżąco prać. Poza wszystkim będąc w dżungli trudno jest zadbać o nadzwyczajną czystość – od rana do wieczora jest się mokrym, spoconym; wilgoć wsiąka w odzież – i trzeba to znieść” – powiedział Arkady R. Fiedler. (PAP)
autor: Rafał Pogrzebny
rpo/ pat/